No culpo a la primavera
por llegar una vez más.
No le reprocho cumplir
año tras año
con sus obligaciones.
Sé que mi tristeza
no frenará el verdor.
Si oscilan las hojas
será solo por el viento.
No me entristece
que los bosques de alisos
recuperen su murmullo.
Observo que -como
si aún estuvieras aquí-
la orilla de cierto lago
es tan bella como antes.
No le guardo rencor
a la vista por la vista,
un baño de sol sobre la bahía.
Puedo incluso imaginarme
que otros, no nosotros,
estén sentados ahora mismo
sobre un abedul derribado.
Respeto su derecho
a susurrar, reír
y sostener un silencio feliz.
Sospecho
que los une el amor
y que él la envuelve
con sus brazos hinchados de vida.
Algo nuevo, un sonido
de pájaros con tiernas plumas
se propagan entre las ramas.
Espero que lo adviertan.
No exijo ningún cambio
de las olas sobre las orillas,
olas tranquilas, olas ágiles,
pero siempre inconformistas.
Nada exijo
a las aguas del bosque,
a veces esmeraldas,
a veces zafiro,
a veces negras.
Una sola cosa no acepto.
Volver a ese lugar.
Renuncio al privilegio
de la presencia.
Te sobreviví lo suficiente
y solo lo suficiente
como para pensarte a la distancia.
* Versión de Héctor Lira
Pożegnanie widoku
Nie mam żalu do wiosny,
że znowu nastała.
Nie obwiniam jej o to,
że spełnia jak co roku
swoje obowiązki.
Rozumiem, że mój smutek
nie wstrzyma zieleni.
Źdźbło, jeśli się zawaha,
to tylko na wietrze.
Nie sprawia mi to bólu,
że kępy olch nad wodami
znowu mają czym szumieć.
Przyjmują do wiadomości,
że – tak jakbyś żył jeszcze –
brzeg pewnego jeziora
pozostał piękny jak był.
Nie mam urazy
do widoku w widok
na olśnioną słońcem zatokę.
Potrafię sobie nawet wyobrazić,
że jacyś nie my
siedzą w tej chwili
na obalonym pniu brzozy.
Szanuję ich prawo
do szeptu, śmiechu
i szczęśliwego milczenia.
Zakładam nawet,
że łączy ich miłość
i że on obejmuje ją
żywym ramieniem.
Coś nowego ptasiego
szeleści w szuwarach.
Szczerze im życzę,
żeby usłyszeli.
Żadnej zmiany nie żądam
od przyrbrzeżnych fal,
to zwinnych. to leniwych
i nie mnie posłusznych.
Niczego nie wymagam
od toni pod lasem,
raz szmaragdowej,
raz szafirowej,
raz czarnej.
Na jedno się nie godzę.
Na swój powrót tam.
Przywilej obecności –
rezygnuję z niego.
Na tyle Cię przeżyłam
i tylko na tyle,
żeby myśleć z daleka.